Aktualności
„Deszczowa, majowa panienka ”
Salamandra plamista/fot.wikimedia.org/Creative Commons
Z pewnością tak, otóż dlatego, że ma plamy. Co ciekawe, nie ma dwóch takich samych salamander. Umiejscowienie tych plam na ciele można porównać do naszych linii papilarnych. Problem tylko w tym, jak te plamy opisać, bo niektóre salamandry wyglądają tak, jakby były czarne w żółte plamy i kropy, a inne zupełnie na odwrót.
Tak czy inaczej, salamandra od razu rzuca się w oczy. Oczywiście, nie zobaczycie jej w każdym lasku czy na każdej łączce. Te niezwykłe płazy przypominające przedpotopowe jaszczury mieszkają w górach i raczej trudno je spotkać na wysokościach niższych niż 400 m nad poziomem morza. Zdaniem badaczy, najlepiej czują się w lasach bukowych, których oczywiście na Pogórzu Przemyskim i w Górach Słonnych nie brakuje.
Żyje około 10 lat.
Dlaczego „deszczowa panienka”, bo najczęściej można ją spotkać po deszczu, właśnie wtedy wychodzi z kryjówek na polowanie.
Jest mięsożerna i drapieżna, i podobnie jak inne drapieżniki – niedźwiedzie, zapada w sen zimowy. Jest raczej ociężała i niezgrabna. Nic dziwnego więc, że jej pokarmem są równie powolne stworzenia, takie jak: ślimaki, pierścienice albo drobne owady.
To nie wszystkie ciekawostki. Właśnie teraz, w maju na świat przychodzą młode. Jak się domyślacie, salamandra jest największym europejskim przedstawicielem płazów ogoniastych, a wszystkie płazy muszą znosić jaja w wodzie. Tylko że salamandra kiepsko pływa. Jak sobie radzi z tym problemem? Otóż w ogóle nie znosi jaj. Jaja zamiast w wodzie rozwijają się w ciele samicy. Gdy larwy wyklują się w jej ciele i odpowiednio rozwiną, dopiero wtedy wędruje ona nad jakiś strumyk i wyszukuje zatoczkę o płaskim brzegu. Wówczas następuje poród.
Jej nietypowe ubarwienie sprawia, że nie pomylimy jej z żadnym innym płazem. To właśnie m.in złote plamy na jej grzbiecie sprawiały, że kiedyś wierzono, że rodzi się w ogniu, wróży śmierć i jest sprawcą klęsk. Obecnie budzi jedynie fascynację, choć warto przy tym wiedzieć, że w obronie własnej używa… groźnego jadu, który zawiera tosksynę – salamandrynę. Jest on groźny przede wszystkim dla innych zwierząt, wywołując u nich m.in. zaburzenia oddychania, spowolnienie w odbiorze bodźców, paraliż, drgawki, a nawet ustanie akcji serca. Bywały nawet przypadki, że jad salamandry zabił… psa.
Geneza zatruć natomiast, ma związek z brakiem umiejętności pływackich salamander. Gdy kilka z nich wpadło do studni i topiło się, jad z ich skóry zatruwał wodę… Człowiek jednak nie ma się czego bać. Jad może jedynie spowodować podrażnienie skóry, spowolnić gojenie ran. Warto pamiętać, by w przypadku dotyku salamandry dokładnie umyć dłonie, można bowiem przez nieuwagę np. zatrzeć sobie oczy, co wywoła pieczenie.
Kiedyś ten niepozorny płaz budził prawdziwy postrach. Wierzono, że mieszkają w nim dusze pokutujące, wywołuje on choroby, zatruwa wodę w studniach… Oprócz tego uważano, że rodzi się w ogniu.
Każde z tych wierzeń, ma pewne uzasadnienie.
Jak choćby narodziny w ogniu. Salamandry często za siedliska upatrują sobie np. pnie i korę drzew, czy mech, w których hibernują. Stąd, wraz drzewami przynoszono je na opał. Gdy zaś wrzucano do ognia, płazy te pod wpływem temperatury budziły się i nagle wybiegały, strasząc uczestników ogniska.
Nie bali się salamander jedynie znachorzy, czy medycy. Ponoć pieczona salamandra świetnie służyła jako środek halucynogenny, wierzono też, że jej krew może uleczyć każdą chorobę. Jako „córom ognia”, salamandrom nie było łatwo także z innego względu. Długo uznawano, że mogą one chronić przed ogniem, stąd często grzebano je żywcem pod nowymi zabudowaniami.
Dziś zwierzę to jest pod ochroną, dzięki czemu najczęstszym jego losem jest… królowanie na fotografiach.
Info.: https://bieszczady.land/salamandra-plamista-kiedys-straszyla-dzis-ciekawi/
Fot. na stronie Aktualności - E. Krupa